Skończyło mi się maggi... ja wiem, wiem, przecież to nic takiego, kiedyś musiał przyjść ten moment, kiedy z buteleczki nie wyciśnie się już ani kropelki... Trudno, może kupię sobie nowe?
A może nie?
W każdym razie "dzięki" albo "przez" ustawę "śmieciową" buteleczka doczekała się solidnego mycia i kiedy już była taka golutka, bez naklejek, to okazało się, że niezła z niej bestyjka :)
Popatrzyłam, podumałam i wymyśliłam sobie wazonik. Buteleczka wylądowała na biurku, gdzie zaprzyjaźniła się najpierw z klejem i sznurkiem. Przyjaźń wydaje się być bardzo trwałą...
(klej Magic - rulez!)
Po około tygodniu upomniała się o ozdóbki - no, kobieta przecież, nie? - i dostała je.
Wprawdzie nie za dużo ale też nie za mało. Myślę, że tak w sam raz.
Teraz zerka wokół i marzy, by wyruszyć w świat.
I chyba wkrótce to zrobi :)
A teraz prezentacja...
Ta dam!
Oto i ona, a właściwie on
(teraz do mnie dotarło, że na moim biurku dokonała się rewolucyjna wręcz przemiana!
- i w dodatku wcale mi ona nie przeszkadza ani nie bulwersuje :) )
No, dobra, już pokazuję fotki.
W każdym razie tym, co dobrnęli do tego miejsca szczerze gratuluję wytrwałości!
Bo ja nie wiem, czy bym tyle wytrzymała, co Wy...
(hahahahaha)
ps. nowe oczywiście kupiłam :)), dlatego na fotce są oba rodzaje - przed i po przemianie.